Wypadki

1 lipca 2003

Wracałem z pracy ulicą Mostową od Placu Teatralnego w stronę Starego Rynku w Bydgoszczy. Nawierzchnia na moście to bruk i szyny tramwajowe miejscami przysłonięte asfaltem, dodatkowo mżyło (przyczepność na bruku fatalna!). Jechałem przepisowo prawą strona jezdni i w pewnym momencie postanowiłem lekko skręcić w lewo (nie wiem już nawet z jakiego powodu - może chciałem ominąć jakiś parkujący samochód?). Skręciłem delikatnie kierownicą w lewo, spojrzałem pod przednie koło i widzę, że najeżdżam właśnie na szynę! Nie zdążyłem podnieść koła i wąska szosowa opona nie wspięła się na przeszkodę, więc odbiło mi kierownicę w prawo. A ponieważ początkowo chciałem skręcić w lewo i wykonałem już balans ciałem w tym kierunku, to straciłem równowagę. Natychmiast nacisnąłem hamulec i rower zaczął wytracać umiarkowaną prędkość, z którą się poruszałem. Żeby uniknąć upadku byłem zmuszony podeprzeć sie lewa noga, która - uwaga - poślizgnęła się na bruku i przewróciłem się!

Siedzę na tym bruku i patrzę na stopy. Prawa - w porządku, lewa - przekręcona o jakieś 45 stopni w lewo od naturalnej pozycji… Szok! Nie mogłem na to patrzeć i poprawiłem tak, jak powinno być. Nie pomogło. Czułem jak noga zaczyna mi puchnąć w okolicach stawu skokowego, wiec wyjąłem telefon komórkowy, zadzwoniłem pod numer alarmowy i poprosiłem o przyjazd pogotowia ratunkowego. Waganta przypiąłem do jakiejś skrzyni z piachem, klucz zostawiłem w kiosku i zadzwoniłem do kolegi (byłego właściciela roweru) żeby zaopiekował się swoją byłą własnością.

Przyjechało pogotowie - sanitariusz spojrzał i mówi: "Złamana kość strzałkowa, sześć-osiem tygodni gipsu". Niestety - miał rację. Lekarz w szpitalu po obejrzeniu zdjęcia RTG stwierdził: "Ma pan szczęście - piękne złamanie". Zdania były podzielone, ja na przykład do dziś uważam, ze miałem pecha…

Lato spędziłem w domu: 6 tygodni w gipsie, 30 zastrzyków w brzuch przeciwko zakrzepicy żył głębokich (zaaplikowanych samodzielnie!). Potem 6 tygodni o kulach i w końcu znów mogłem normalnie chodzić, pomijając utykanie na lewa nogę. Trochę rehabilitacji i wszystko wróciło do normy.


prohelm.jpg

Obraz znaleziony w sieci, autorstwa prawdopodobnie agencji Scholz & Friends. Mam nadzieję, że nie łamię niczyich praw zamieszczając go na swojej stronie.

Kupiłem kask rowerowy ponieważ:

  • kultura komunikacyjna kierowców w Polsce jest niska,
  • przeprowadziłem się do miasta wojewódzkiego, a tam:
    • brak jest przemyślanej sieci ścieżek rowerowych,
    • panuje duży ruch,
  • mam rodzinę i wolałbym nie zginąć z powodu braku kasku…

lato 2005

Niestety nie pamiętam dokładnej daty.

Bydgoszcz. Jechałem do pracy ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Toruńskiej (w stronę Torunia). W pewnym momencie ścieżka przecina ulicę i pojawia się po drugiej stronie jezdni. Ja jednak pojechałem dalej prosto, chodnikiem.

Z lewej strony z jednego z zakładów zaczął wyjeżdżać samochód, jakieś starszy osobowy Renault. Auto powoli przejechało bramę wyjazdową i zaczęło wjeżdżać na chodnik, przygotowując się do włączenia do ruchu. Sądziłem, że kierowca - a już na pewno pasażer jadący na przednim siedzeniu - mnie widzi. Auto zatrzymało się, zostawiając na chodniku pomiędzy przednim zderzakiem a krawędzią jezdni wystarczającą ilość miejsca dla rowerzysty. Optymistycznie pomyślałem, że kierowca chce mnie przepuścić. Niestety!

Gdy znajdowałem się już przed samochodem, ten ruszył. Na szczęście kierowca od razu zahamował, ja zszedłem z maski samochodu, na którą usiadłem przy zderzeniu. Cóż… Jechałem chodnikiem… Pojechaliśmy każdy w swoją stronę, ja z lekko skrzywionym przednim kołem.


headphones.jpg

Obraz jest elementem kampanii społecznej pod hasłem "Watch for cars when wearing headphones" zorganizowanej w Australii przez NSW Police Force. Również w tym przypadku mam nadzieję, że nie łamię niczyich praw zamieszczając go na swojej stronie.

Nie jeżdżę w słuchawkach, bo w ten sposób można utracić dostęp do ważnych informacji napływających z otoczenia. Porównałbym to do jeżdżenia z przymrużonymi oczami…


3 sierpnia 2006

Jechałem do pracy ulicą Toruńską w stronę ulicy Spornej w Bydgoszczy. Przed skrzyżowaniem z ulicą Kielecką (podporządkowana z prawej) wyminął mnie jakiś samochód. W tym samym czasie jadący z przeciwnej strony kierowca samochodu marki Proton czekał na możliwość skrętu w Kielecką. Gdy tylko wymijający mnie samochód minął skrzyżowanie, kierowca Protona wykonał szybki skręt i zajechał mi drogę.

Niestety jechałem ostrym kołem. To znaczy trochę szybciej niż zwykle.

Zrobiłem wielkie oczy, nacisnąłem hamulec, wykonałem skręt w prawo - w tym samym kierunku co samochód i zatrzymałem się na jego prawych przednich drzwiach. Dolną szczęką zrobiłem wgniecenie w dachu, a szyją walnąłem w kant dach-drzwi. Nie pamiętam co działo się przez kilka następnych sekund. Pamiętam, że zbieram rower z asfaltu, sprawdzam czy mam wszystkie zęby i czy aby na pewno niczego sobie nie złamałem. Zadzwoniłem po policję. Dzwoniąc czułem, że ciężko mi się mówi, a głos mam "bezdźwięczny". Przyjechała policja, zeznania, alkomat, karetka i szpital. Diagnoza - krwiak krtani i 10 dni obserwacji na oddziale otolaryngologicznym. Poza tym silne stłuczenie lewego kolana, trochę siniaków i odrapań.

16 lipca 2007

Jeszcze nie do końca otrząsnąłem się z poprzedniego wypadku, więc dość często zamiast jezdnią jeździłem chodnikami.

Jadę sobie spokojnie do pracy w Bydgoszczy, wręcz snuję się prawym chodnikiem wzdłuż ulicy Fordońskiej (w stronę Fordonu). Za skrzyżowaniem w okolicach Obi i Galerii Pomorskiej z warsztatu (z prawej strony) wyjeżdża Skoda Fabia, blokując cały chodnik. Kierowca próbuje włączyć się do ruchu, spogląda w lewo, musi mnie widzieć. Ja spokojnie jadę i czekam, aż samochód się cofnie umożliwiając mi przejazd. Niestety - to nie Berlin… Mijam Skodę z tyłu i dalej snuję się chodnikiem.

Nagle zatrzymałem się na przednich drzwiach tejże Fabii! Kierowca włączył się do ruchu i po chwili skręcając w prawo chciał znów wjechać do warsztatu z którego właśnie wyjechał. Cóż za brak wyobraźni! Przecież wcześniej na pewno mnie widział! Ale ja jechałem chodnikiem… Na szczęście nic mi i mojemu rowerowi się nie stało, jeszcze kilka dni bolał mnie stłuczony mięsień lewego przedramienia. Te kilka rys na drzwiach, które zrobiłem doskonale komponowało się z resztą wgnieceń i zarysowań, więc kierowca również odjechał.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 License.